KWIATY ZŁA / Teatr na Obrzeżach

Sun Mar 23 2025 at 07:00 pm to 08:00 pm UTC+01:00

ul. Łaziebna 9, 04-316 Warsaw, Poland | Warsaw

Teatr Akt
Publisher/HostTeatr Akt
KWIATY Z\u0141A \/ Teatr na Obrze\u017cach
Advertisement
Pokazy spektaklu Teatru Akt Kwiaty zła inspirowane zbiorem wierszy francuskiego poety Charlesa Baudelaire'a.
Poezja Charlesa Baudelaire'a, głównie zbiór Kwiaty zła, urozmaicona o teatralne środki wyrazu i ekspresji artystycznej będzie próbą ukazania piękna w rzeczach, które na pierwszy rzut oka piękne nie są. Wizje spektaklu odzwierciedlą poszukiwanie sensu sztuki, roli artysty w odkrywaniu sacrum, odkrywanie absolutnego piękna w świecie „spleenu i ideału” poety. Wrażenia artystyczne dopełni lokalizacja miejsca przedstawień / siedziba Teatru Akt na zapuszczonych terenach Olszynki Grochowskiej /, współgrająca z turpistyczną poetyką wierszy. Spektakl w konwencji teatru ruchu z dodatkiem muzyki i plastyki obrazu. Punktem wyjścia spektaklu będzie zdarzenie u schyłku życia Charlesa Baudelaire'a, kiedy w marcu 1866 roku upada w kościele Saint-Loup w Namur w Belgii. Następstwem tego wypadku jest częściowy paraliż i niewyraźna mowa z zachowaniem jasności umysłu. Ta egzystencja ciągnie się jeszcze rok w zakładzie leczniczym w Paryżu. Rok z życia Baudelaire'a to cierpienie, na które można spojrzeć przez pryzmat twórczości; "Cierpi pan to prawda; ale kto wie , czy to cierpienie nie stworzy pańskiej wielkości i czy nie jest panu równie potrzebne jak innym-szczęście” ( wypowiedź Madame Cosmelly z noweli Panna Fanfarlo).
Kreacja zespołowa Teatru Akt
Występują: Agnieszka Musiałowicz, Katarzyna Stefanowicz, Marek Kowalski, Tomasz Musiałowicz, Janusz Porębski, Krzysztof Skarżyński
Muzyka: Robert Jędrzejewski
Reżyseria świateł: Adam Sztorc
Kurator spektaklu: Marek Kowalski
Współpraca plastyczna: Urszula Kubicz - Fik. Julie Esther
Spektakl Kwiaty zła prezentowany w ramach Teatru na Obrzeżach współfinansowanego przez m.st Warszawa.
Bilety w cenie 40zł dostępne przed spektaklami - płatność gotówką ( możliwa wcześniejsza rezerwacja na [email protected] ) lub na platformach biletowych.
Dla widzów od lat 14.
Baudelaire'owskie inspiracje
1. DO WIDZA
Głupota, błąd, grzech, sknerstwo, jak potwór niesyty
Ścisnęły myśl i ciała poczwórną obręczą.
My - żywimy wyrzuty, co nas lubo dręczą,
Jak żebrak pielęgnuje swoje pasożyty.
Krnąbrne są nasze grzechy, podła nasza skrucha,
Za którą sobie płacić każemy sowicie,
I znów wesoło w błoto kierujemy życie,
Ufni, że łzy nikczemne zmyją plamy z ducha.
To Szatan Trismegistos uwodnymi tony
Na miękkim łożu grzechu kołysze nas lekko,
Aż co do jednej krople bezcenne wycieką
Kruszcu woli, jak tego chce chemik uczony.
To diabeł nas pociąga, dzierżąc nici końce,
Że w rzeczach wstrętnych dziwne widzimy uroki.
Co dzień niżej, do Piekieł unosimy kroki,
Bez zgrozy przez ciemności brnąc, strasznie cuchnące.
Jak ubogi rozpustnik rozpaczliwie pieści
I kąsa starej dziewki udręczone łono,
Podobnie my chwytamy rozkosz ukradzioną,
Jak w zwiędłej pomarańczy poszukując treści.
W mózgach naszych ucztuje demonów gromada,
Roi się i kotłuje niby glist miliony,
A do płuc nam w oddechu gość niepostrzeżony -
Śmierć, jak strumień ukryty z głuchą skargą wpada.
Jeżeli gwałt, trucizna, sztylet i pożoga
Swawolnymi wzorami jeszcze nie pokryły
Naszych losów banalnej kanwy, to brak siły
Winien temu, bo dusza zbyt w śmiałość uboga.
Lecz między małp, skorpionów, wężów i jastrzębi,
Psów zaciekłych i panter i szakali zgrają,
Wśród poczwar, co skowyczą, ryczą i pełzają,
W haniebnej menażerii występków, tam w głębi
Duszy naszej jest potwór bez ruchu, bez mowy -
Brzydszy, gorszy, nieczystszy ponad wszelki inny!
Chętnie by z ziemi całej uczynił ruiny
I świat wszystek w ziewnięciu pochłonąć gotowy.
To Nuda! Okiem ze snu łzawym patrzy na cię
I marząc o szafotach, swoją fajkę pali.
To delikatne monstrum znasz najdoskonalej,
Obłudny czytelniku! Mój bliźni! Mój bracie!
2. SPLEEN/IDEAŁ
Nad doliny, nad góry, jeziora i morza,
Nad chmury, poza kręgi słonecznych promieni,
Poza kres wypełnionej eterem przestrzeni,
Dalej niźli sięgają sferyczne przestworza,
Unosisz się, mój duchu, i lżejszy od tchnienia
- Jak doświadczony pływak niesiony na falach -
Nurzasz się w bezgranicznych i bezdennych dalach
Z samczą pożądliwością nie do wysłowienia.
Unieś się ponad ziemię owioniętą morem
- Duch tym czystszy się staje, im wyżej ulata -
I ogniem, który płonie w kielichu wszechświata,
Zachłyśnij się i upij jak boskim likworem.
Kres jałowym marnościom, kres wszelkim niedolom,
Pod których się ciężarem istnienie ugina;
Szczęśliwy ten, co skrzydła szeroko rozpina,
Szybując ku świetlistym pozaziemskim polom!
Szczęśliwy, czyje myśli zdolne są do lotów,
Kto z chyżością skowronka wznosi się nad chmury,
Na życie spoglądając z wysoka i który
Rozumie mowę kwiatów i niemych przedmiotów!
3.GRA
W wypłowiałych fotelach stare kurtyzany,
O twarzach żółtobladych, oczach z porcelany,
Mizdrzące się a wstrętne i za każdym ruchem
Głośne swoich klejnotów podzwanianiem głuchem;
Wokół stołów zielonych tajemnicze larwy,
Twarze bez ust, a usta bez krwi i bez barwy,
I palce, które żądza skurczyła szalona,
Czepiające się chciwie kiesy albo łona;
Rzędy bladych zwierciadeł pod brudnym sklepieniem,
Mury pokratkowane jasnością i cieniem
I lampy rzucające mdły swój blask dokoła
Na schylone i mroczne samotników czoła -
Oto obraz żałobny, co w noc jedną ciemną
Swoje smutne kontury roztoczył przede mną.
- Ach! i siebie-m tam ujrzał, w tym kole niemiłem!
Dumałem dłońmi wsparłszy skroń - i zazdrościłem.
Zazdrościłem grającym żądzy pełnej grzechu,
Bezzębnym zalotnicom fałszywego śmiechu,
A wszystkim spokojności, z jaką kupców wzorem
Frymarczyli urodą, sercem i honorem.
Ale nagle mnie żałość zdjęła nad człowiekiem,
Co duszę swoją czyni brudnych szaleństw ściekiem
I co biegnąc przez życie z twarzą krwią ociekłą,
Nad śmierć przekłada nędzę, a nad nicość piekło!
4. PĘKNIĘTY DZWON
Tak gorzko i tak słodko, gdy zimową nocą
W pobliżu ognia, który wciąż trzaska i dymi,
Wspomnienia dni dalekich skrzydłami łopocą
Razem z głosami dzwonów, gdzieś we mgle brzmiącymi.
Jakże szczęśliwy dzwon, co ma tak potężne płuca,
Taki zdrów, taki rześki, choć liczy lat krocie!
Wciąż swój okrzyk pobożny pod niebo wyrzuca,
Jak wierny stary żołnierz, co czuwa w namiocie.
Moja dusza pęknięta. Gdy swój żal głęboki
Pragnie śpiewem zatopić w chłodnej nocy mroki,
Głos jej brzmi niby grube chrypienie rannego,
Kiedy go towarzysze po bitwie odbiegą.
Wśród krwi, pod stosem trupów wytęża ramiona
I w bezmiernym wysiłku tak, nie drgnąwszy, kona.
5. WAMPIR
Ty, co tak weszłaś w serce moje,
Jak sztylet w głąb wrażego łona,
Ty silna jak demonów roje,
Co przeszłaś próżna i szalona,
Ażeby włości mieć i łoże
Z podeptanego mego ducha,
Z którą się zrosłem, podły tworze,
Jak rab przyrasta do łańcucha,
Jak wściekły gracz o grze pamięta,
Jak pijak, co ust nie oderwie
Od flaszki, jak tkwi robak w ścierwie -
Przeklęta bądź! Przeklęta!
Myślałem: Niechże ostrze szpady
Gwałtownym pchnięciem mnie wyzwoli!
Lub zaklinałem ciche jady,
By dopomogły mi w złej doli.
Niestety, cóż? Trucizny, miecze
Odpowiedziały mi z pogardą:
"Nie jesteś godzien, nędzny człecze
By twą niewolę skruszyć twardą;
Zaprawdę, o stworzenie głupie,
Gdy panowanie jej upadnie,
Twe pocałunki zbudzą snadnie
Życie w wampira twego trupie.
6. TANIEC ŚMIERCI
Dumniej niżeli żywi nosi swą urodę -
Bukiet, chustkę i wachlarz modnej elegantki,
Posiada nonszalancję i ruchów swobodę
Chudej lwicy-kokietki i ekstrawagantki.
Czy też widział kto kiedy kibić bardziej wciętą?
Suknia przesadnie wzdęta z królewskim robronem
Opada w sutych fałdach na stopę, ujętą
W wąziutki pantofelek, ozdobny pomponem.
Kryza z tiulu, muskając obojczyki szkliste,
jak strumień, co w swym biegu ze skałą swawoli,
Osłania skromnie wdzięki zbyt ostrokościste -
Część powabów trumiennych, które ukryć woli.
Głębią swych dołów nęcą puste oczy trupie,
A naga czaszka, w kwiecie przystrojona hojne,
Kołysze się na suchym, wiotkim kręgosłupie.
Objawienie nicości, w symbol życia strojne!
Są, co karykaturą nazwać cię gotowi,
Bowiem nie rozumieją, zakochani w mięsie,
Uroku właściwego jeno szkieletowi -
Który mym pożądaniem w najgłębszym swym sensie!
Czy przychodzisz zakłócić potężnym grymasem
Gody Życia? Lub może żądza jaka stara
Ze snu cię trumiennego budzi jeszcze czasem
I na sabat Rozkoszy ciągnie niby mara?
Czy przy światłach, muzyce, tanecznych wyskokach
Masz nadzieję rozproszyć swą szyderczą zmorę,
Wierząc jeszcze naiwnie, że w orgij potokach
Zatopisz żar piekielny, co w twym sercu gore?
Nieśmiertelnego głupstwa wieczne królowanie!
Stary potwór cierpienia pleni się i żyje!
Poprzez wygięte twoich żeber rusztowanie
Widzę ową żarłoczną, wiecznie głodną żmiję.
Boję się, mówiąc prawdę, że twoje zachcenia
Jałowe, że daremnie wywlekłaś swe kości,
Bo mało kto urodę szyderstwa ocenia.
Tylko silnych upaja urok okropności!
Wątpię, by głąb twych oczu, patrzących z ciemności,
Skłonić miała tancerzy słać ci dziewosłębów,
Czy wytrzymają bowiem bez dreszczu i mdłości
Wieczysty uśmiech twoich trzydziestu dwu zębów?
A jednak któż w objęciach nie trzymał szkieletu,
Kto nie drętwiał w uściskach tej mary pieściwej?
Przeciw urokom śmierci nie ma amuletu,
Kto się boczy, snadź mniema, że sam urodziwy.
Bajadero bez nosa, bez ciała drobinki,
Powiedz owym tancerzom, którzy kręcą nosem:
"Dumni pięknisie, mimo piżmo, róż i szminki
Czuć was wszystkich trupem! Bo śmierć waszym losem;
Antinousy zwiędłe i łyse dandysy,
Wy, odlakierowane trupy-lowelasy,
Zawrotny taniec śmierci za mroczne kulisy
W kraj was wciąga, gdzie wieczne, czarne trwają wczasy!
We wszystkich częściach świata nie dostrzega zgoła
Śmiertelna ślepców trzoda, szalona, hulacza,
Na złowróżbnym sklepieniu trąby Archanioła,
Ziejącej czarnym wnętrzem jak paszcza garłacza.
W każdym miejscu i czasie Śmierć patrzy na twoje
Dzikie, śmieszne podrygi, cudaczna Ludzkości,
Nieraz jak ty się maści, przywdziewa twe stroje,
Z twym cherłactwem swe brata ironię i kości!"
7. SYGNAŁY
Rubens, ogród lenistwa, rzeka niepamięci,
Nieprzychylne miłości zbyt cielesne łoże,
Gdzie tylko życie kłębi się, wiruje, kręci
Jak w powietrzu powietrze i jak w morzu morze;
Leonardo, zwierciadło o ściemnionym lśnieniu,
Gdzie z uśmiechem, łagodnym znakiem tajemnicy,
Anieli pełni wdzięku zjawiają się w cieniu
Pinii zamykających wstęp do okolicy;
Rembrandt, sala szpitalna, smutna, rozszeptana,
Przeszyta na skroś ostrym zimowym promieniem,
Gdzie pod olbrzymim krucyfiksem na kolanach
Stos zgnilizny się modli szlochem i westchnieniem;
Michał Anioł, mgławica, przestrzeń ledwie widna,
Gdzie wśród tłumu Chrystusów - Herkulesów tłumy
Krążą i gdzie w półmroku gigantyczne widma
Rwą, wyciągając ręce, śmiertelne całuny;
Tyś się odważył sięgnąć po piękno nędzników,
Zawziętość zabijaków, cały bezwstyd fauna,
Puget, smutny imperatorze galerników,
O sercu, w którym wzbiera duma feudalna;
Watteau, karnawał święta, gdzie jakby wprost z łąki
Słynne serca zlatują się lotem motyli,
Gdzie blask świec na tło zwiewne rzucają pająki
Lejąc czyste szaleństwo na bal jednej chwili;
Goya, koszmar, ten koszmar rzeczy niebywałej,
Kiedy sabat czarownic gra groteskę raju,
Gdzie lubieżne staruszki i dziewczynki małe,
Aby skusić szatanów, pończochy wciągają;
Delacroix, jezioro krwi - jak widmo kary -
Cień zielonych sosenek czerwienią rozdziera,
A po żałobnym niebie dziwny ton fanfary
Przebiega jak stłumione westchnienie Webera;
Ten płacz, co gotów wielbić, bluźnić, krzywoprzysiąc,
Ekstatyczne Te Deum i Zmiłuj się, Panie,
Jest echem, którym dudni labiryntów tysiąc,
Opium Bogów, co sercu da niepamiętanie!
To hasło powtarzane przez tysiące straży,
To rozkaz, którym tysiąc ust chłoszcze przestrzenie,
Sygnał, co na tysiącu cytadel się żarzy,
Krzyk strzelców osaczonych przez las i milczenie!
Bowiem zaprawdę, Panie, jedynym na świecie
Dowodem, ci zaświadczy o naszej godności,
Jest ten szloch, który płynie z stulecia w stulecie,
By - nim skona - dopełznąć na próg twej wieczności!
8. ALBATROS
Czasami dla zabawy uda się załodze
Pochwycić albatrosa, co śladem okrętu
Polatuje, bezwiednie towarzysząc w drodze,
Która wiedzie przez fale gorzkiego odmętu.
Ptaki dalekolotne, albatrosy białe,
Osaczone, niezdarne, zhańbione głęboko,
Opuszczają bezradnie swe skrzydła wspaniałe
I jak wiosła zbyt ciężkie po pokładzie wloką.
O jakiż jesteś marny, jaki szpetny z bliska,
Ty, niegdyś piękny w locie, wysoko, daleko!
Ktoś ci fajką w dziób stuka, ktoś dla pośmiewiska
Przedrzeźnia twe podrygi, skrzydlaty kaleko!
Poeta jest podobny księciu na obłoku,
Który brata się z burzą, a szydzi z łucznika;
Lecz spędzony na ziemię i szczuty co kroku -
Wiecznie się o swe skrzydła olbrzymie potyka.
9. KOT
Pójdź w me ramiona, kocie mój prześliczny,
Schowaj pazurki swe bez żalu,
Niech przejrzę się w twych oczach fosforycznych,
Stopie agatu i metalu.
Gdy moje palce czule głaszczą, stroszą
Futerko twoje, grzbiet sprężysty,
I moja dłoń upaja się rozkoszą
Czując, jak biją z ciebie iskry,
Widzę w myślach swą żonę. Jej spojrzenie,
Jak twoje, wdzięczne me stworzenie,
Głębokie, zimne, przeszywa jak strzała,
I od stóp aż po czubek głowy
Przedziwna jakaś woń, zapach piżmowy,
Snuje się w krąg smagłego ciała.
10. PADLINA
Przypomnij sobie, cośmy widzieli, jedyna,
W ten letni, tak piękny poranek:
U zakrętu leżała plugawa padlina
Na ścieżce żwirem zasianej.
Z nogami zadartymi lubieżnej kobiety,
Parując i siejąc trucizny,
Niedbała i cyniczna otwarła sekrety
Brzucha pełnego zgnilizny.
Słońce prażąc to ścierwo jarzyło się w górze,
Jakby rozłożyć pragnęło
I oddać wielokrotnie potężnej Naturze
Złączone z nią niegdyś dzieło.
Błękit oglądał szkielet przepysznej budowy,
Co w kwiat rozkwitał jaskrawy,
Smród zgnilizny tak mocno uderzał do głowy,
Żeś omal nie padła na trawy.
Brzęczała na tym zgniłym brzuchu much orkiestra
I z wnętrza larw czarne zastępy
Wypełzały ściekając zwolna jak ciecz gęsta
Na te rojące się strzępy.
Wszystko się zapadało, jarzyło, wzbijało,
Jak fala się wznosiło,
Rzekłbyś, wzdęte niepewnym odetchnieniem ciało
Samo się w sobie mnożyło.
Czerwie biegły za obcym im brzmieniem muzycznym
Jak wiatr i woda bieżąca
Lub ziarno, które wiejacz swym ruchem rytmicznym
W opałce obraca i wstrząsa.
Forma świata stawała się nierzeczywista
Jak szkic, co przestał nęcić
Na płótnie zapomnianym i który artysta
Kończy już tylko z pamięci.
A za skałami niespokojnie i z ostrożna
Pies śledził nas z błyskiem w oku
Czatując na tę chwilę, kiedy będzie można
Wyszarpać ochłap z zewłoku.
A jednak upodobnisz się do tego błota,
Co tchem zaraźliwym zieje,
Gwiazdo mych oczu, słońce mojego żywota,
Pasjo moja i mój aniele!
Tak! Taką będziesz kiedyś, o wdzięków królowo,
Po sakramentach ostatnich,
Gdy zejdziesz pod ziół żyznych urodę kwietniową,
By gnić wśród kości bratnich.
Wtedy czerwiowi, który cię będzie beztrosko
Toczył w mogilnej ciemności,
Powiedz, żem ja zachował formę i treść boską
Mojej zetlałej miłości!
11. MUZA PRZEDAJNA
Muzo mojego serca, której wykwint drogi, -
Gdy Styczeń Boreasze rozpęta surowe,
Czy będziesz miała w długie wieczory zimowe
Polano, by ożywić skostniałe swe nogi?
A może będziesz grzała swe ciało liliowe
Przy księżyca promieniach; zaś gdy głód złowrogi
Zajrzy - czy z pustą kiesą na gwiaździste drogi
Zbierać złoto podążysz w sfery lazurowe?
Musisz, aby zarobić na kawałek chleba,
Niby chłopiec kościelny kadzić, gdzie potrzeba,
Bez wiary śpiewać hymny jak szpak wyuczony;
Lub jak błazen wykrzywiać na głodno swe ciało,
Łzy łykając, udawać wesołość zuchwałą,
By się zatrzęsły śmiechem pospólstwa śledziony
12. KAŻDY MA SWOJĄ CHIMERĘ
Pod rozległym, szarym niebem, na rozległej zakurzonej równinie, gdzie ani drogi, ani trawnika, ani ostu, ani pokrzywy, napotkałem tłum ludzi, którzy szli przed siebie na wpół zgięci.
Każdy z nich niósł na plecach ogromną Chimerę, równie ciężką jak wór mąki, węgla, albo lederwerki piechura rzymskiego.
Ale potworne zwierzę nie było bezwładnym ciężarem; jego sprężyste i potężne ramiona oplatały i uciskały człowieka; dwoma ogromnymi szponami wczepiło się w pierś swego wierzchowca; a bajeczna głowa nad ludzkim czołem była jak ów straszliwy hełm dawnych wojowników, który miał podwoić przerażenie wroga.
Zatrzymałem jednego z tych ludzi i zapytałem go, dokąd tak idą. Odparł, że ani on, ani inni nic o tym nie wiedzą; ale na pewno gdzieś idą, skoro popycha ich przemożna potrzeba.
Rzecz ciekawa; żaden z wędrowców nie okazywał gniewu na okrutne zwierzę uwieszone u jego szyi i przyklejone do jego pleców; rzekłbyś, że uważa je za część samego siebie.
Znużone i poważne twarze nie zdradzały rozpaczy; pod tchnącą spleenem kopułą nieba, ze stopami w prochu ziemi równie zbolałej jak niebo, szli z rezygnacją ludzi skazanych na wieczną nadzieję.
Orszak minął mnie i zniknął u granic horyzontu, tam, gdzie zaokrąglona powierzchnia globu wymyka się ciekawości ludzkiego spojrzenia.
Przez kilka chwil uparcie pragnąłem zrozumieć tę tajemnicę; ale niepokonana Obojętność spadła wkrótce na mnie i jej ciężar przytłoczył mnie bardziej niż bezlitosne Chimery tych ludzi.
13. CRENOM
Advertisement

Event Venue & Nearby Stays

ul. Łaziebna 9, 04-316 Warsaw, Poland, ulica Łaziebna 9, 04-316 Praga-Południe, Polska,Warsaw, Poland

Tickets

Discover more events by tags:

Art in WarsawLiterary-art in Warsaw

Sharing is Caring:

More Events in Warsaw

Ben Lukas Boysen - Official Event, 23.03.2025, Klub Hydrozagadka, Warszawa
Sun, 23 Mar, 2025 at 06:00 pm Ben Lukas Boysen - Official Event, 23.03.2025, Klub Hydrozagadka, Warszawa

Klub Hydrozagadka

Queer nad Wis\u0142\u0105: wiosenny open mic \ud83c\udfa4
Sun, 23 Mar, 2025 at 06:00 pm Queer nad Wisłą: wiosenny open mic 🎤

XOXO EVENT SPACE

Zesp\u00f3\u0142 Reprezentacyjny \u2013 koncert
Sun, 23 Mar, 2025 at 06:00 pm Zespół Reprezentacyjny – koncert

ul. Brukselska 23, 03-973 Saska Kepa, Poland

Snatam Kaur WARSZAWA 2025
Sun, 23 Mar, 2025 at 07:30 pm Snatam Kaur WARSZAWA 2025

Progresja

Snatam Kaur @ Progresja in Warsaw
Sun, 23 Mar, 2025 at 07:30 pm Snatam Kaur @ Progresja in Warsaw

Progresja

Thundermother - Goddess of the Road Tour 2025
Sun, 23 Mar, 2025 at 08:00 pm Thundermother - Goddess of the Road Tour 2025

Niebo

 Gala Muzyki Jazzowej | Fryderyk Festiwal 2025
Sun, 23 Mar, 2025 at 09:00 pm Gala Muzyki Jazzowej | Fryderyk Festiwal 2025

Polin Museum, Warsaw

Grupa terapeutyczna dla doros\u0142ych os\u00f3b z trudno\u015bciami w relacjach
Mon, 24 Mar, 2025 at 10:00 am Grupa terapeutyczna dla dorosłych osób z trudnościami w relacjach

al. KEN 98/9, Warszawa

Kola\u017cowa Antologia Poezji: Bob Dylan
Mon, 24 Mar, 2025 at 05:00 pm Kolażowa Antologia Poezji: Bob Dylan

Wolska 75, 01-229 Warsaw, Poland

Warsaw is Happening!

Never miss your favorite happenings again!

Explore Warsaw Events